tekst: Beata Ebert, autorka bloga http://pewnymkrokiem.pl/

Fizjoterapeuta to specjalista, którego praca polega na udzielaniu pomocy. Podczas wizyty cała jego uwaga skupiona jest na pacjencie. Na mnie. Jeśli fizjoterapeuta nie jest akurat zrezygnowany, wypalony czy przytłoczony własnymi problemami, da się odczuć, że  uważnie mnie słucha. Nie bagatelizuje moich problemów. Przeciwnie – uznaje je za ważne, potwierdza, stara się tłumaczyć skąd się wzięły i jak można im zaradzić. Deklaruje też, że będzie mi towarzyszył w tym procesie, nie będę musiała radzić sobie sama. Raczej nie usłyszę, że wymyślam, przesadzam, czy że inni mają gorzej. To mi daje poczucie akceptacji, zrozumienia, troski. Poza tym sala fizjoterapeuty, to miejsce gdzie jestem normalna. I tak  też się czuję. Fizjoterapeuci przez ciągły kontakt z niepełnosprawnością wiedzą, że nie jesteśmy niepełnosprawni. Wszyscy jesteśmy przede wszystkim ludźmi. I więcej jest tego, co nas łączy, niż dzieli. A dodatkowo przez to, że rehabilitacja neurologiczna jest długotrwałym procesem, zazwyczaj nie da się poprzestać na grzecznościowych zwrotach w rodzaju: jak się masz?, jak się dzisiaj czujesz? I trzymać się tylko tematów związanych ze zdrowiem i samopoczuciem. Siłą rzeczy rozmawiamy też o tym, co przeczytaliśmy, obejrzeliśmy, co nas poruszyło, ucieszyło zdenerwowało, itd.

Do tego dochodzi jeszcze kontakt fizyczny. Większość fizjoterapeutów nie poprzestaje na słownym instruktażu czy pokazaniu, jak zrobić dane ćwiczenie, (chociaż są i tacy, tylko wtedy to lekcja W-F, nie rehabilitacja). Pojawia się torowanie ruchu, rozluźnianie, masaż. Słowem: dotyk. Bariera fizyczna zostaje przełamana.

To wszystko sprawia, że łatwiej jest się zadurzyć. Nie ulegam zauroczeniu łatwo, nie zdarza mi się to często. Ale w części przypadków, kiedy i mnie szybciej biło serce, to na widok fizjoterapeuty. Szybko też się zorientowałam, że jest to jakiś schemat. Wzór, który powielam. I należałoby się temu przyjrzeć. Po czasie dotarło do mnie, że u mnie wszystko rozbija się o niedostępność. Interesuję się mężczyznami, którzy pozostają poza zasięgiem. Wynika to z lęku przed bliską relacją.

Łatwo jest też wpaść w pułapkę idealizacji. Widzimy się jednorazowo tylko przez krótki czas, w określonej sytuacji i warunkach. Warunkach, w których nie ma miejsca na złość, pretensje, zły nastrój. Za to widujemy się bardzo regularnie i często. Ja na pewno fizjoterapeutów widuję częściej niż niektórych moich przyjaciół.

Jak sobie radzić, kiedy zdarzy się nam zadurzyć?

Ja głównie skupiam się na tym, by nie idealizować. Wyobrażam sobie, że pewnie po pracy siada przed telewizorem i ogląda jakiś paradokument. Albo że, jak większość, złości się na wszystkich, kiedy jest zmęczony i głodny. Wcześniej miałam tendencję do tłumaczenia wszystkich zachowań, które mi się nie podobają na korzyść takiego człowieka. Na przykład, kiedy zauważałam, że jest sarkastyczny (czego nie lubię, bo dla mnie sarkazm nie jest objawem inteligencji, to poniżanie kogoś, żeby samemu zabłysnąć), to mówiłam sobie: „A tam, pewnie raz mu się zdarzyło. Zadziałał impulsywnie, nie przemyślał.” A teraz zapala mi się lampka: „Jest sarkastyczny, zanotuj sobie”. Pomaga też zadanie sobie pytania: dlaczego mi się to zdarzyło? Czy to jest podświadome wybieranie niedostępnych, by uniknąć skrzywdzenia? Czy może wynika to z izolacji, ograniczenia kontaktów z innymi? Z tego, że może nie do końca akceptuję siebie, więc unikam wychodzenia do ludzi i zawierania znajomości. A że każdy potrzebuje kochać i być kochanym, to padło akurat na tego, z kim pozostaję w stałym kontakcie. Mi zrozumienie motywów działania bardzo pomaga się otrzeźwić i zrozumieć, że to nie On jest taki jedyny i wyjątkowy, tylko we mnie znowu coś zadziałało, że czuję do niego pociąg.

Nigdy nie dotarł do mnie komunikat, by ta druga strona czuła się niekomfortowo w takiej sytuacji, czy była jakoś zażenowana moim zachowaniem. Skłaniałabym się raczej ku temu, że nawet nie zauważali. Sytuacja nigdy nie wymagała ode mnie zmiany fizjoterapeuty czy  ośrodka. Raz tylko nie zdecydowałam się na kontynuację zabiegów po skończonym cyklu, bo fizjoterapeuta miał żonę i dzieci, a ja się czułam się przy nim bardzo inteligentna, a to mocno niebezpieczne, bo uwielbiam się tak czuć. Poza tym przypadkiem, moja rehabilitacja tylko na tym zyskiwała. Miałam dodatkową motywację. Chciałam się pokazać z jak najlepszej strony, do tego byłam radośniejsza, więc robiłam większe postępy. Chociaż spotkałam się też z tym, że w niektórych ośrodkach, by uniknąć takiego zadurzania się, fizjoterapeuci pozostawali z pacjentami na pan/pani. W moim przypadku jednak efekt był wtedy odwrotny. Wręcz skupiałam się na tym, by akurat ze mną był po imieniu. I udawało się.

Nie chciałabym, żebyście odnieśli wrażenie, że zakochanie się w fizjoterapeucie to zło i wymaga potępienia. Można po prostu spytać takiego, czy nie ma ochoty wyjść z nami na kawę, żeby się przekonać, czy to ma szansę się rozwinąć i w jaki sposób. W końcu istnieje możliwość, że obiekt naszych westchnień zdecyduje się  przestać być naszym fizjoterapeutą i przekaże prowadzenie fizjoterapii komuś innemu. Warto jedynie pamiętać, by nie mylić zauroczenia z miłością i nie traktować ewentualnej odmowy jak końca wszystkiego.

 

Komentarz – Piotr Lechański – fizjoterapeuta Fundacji Avalon

Od początku nauki na kierunkach medycznych poruszany jest temat relacji z pacjentem, zalecane jest zachowanie dystansu tak aby przywiązanie emocjonalne jakie może się wywiązać nie wpływało na proces leczenia.

Pracując jako fizjoterapeuta zwłaszcza z pacjentami, których okres rehabilitacji jest długi, lub wręcz trwa do końca życia trudno pozostać tylko w chłodnej relacji pacjent-terapeuta. Rozmawiamy z pacjentami o ich domu, pracy, rolach społecznych i zawodowych, zainteresowaniach, celach. Są to istotne sprawy dla procesu rehabilitacji.

W takich przypadkach ważne jest poznanie pacjenta i jego otoczenia (aspekt biopsychospołeczny). Rozpoznanie ograniczeń w partycypacji, przekłada się na powiązane aktywności funkcjonalne dzięki czemu łatwiej jest opracować i znaleźć zaburzenia struktury i funkcji. Poznanie tego co pacjent lubi, jak spędza wolny czas można efektywnie przenieść i wpleść w trakcie rehabilitacji – jest to szczególnie ważne w pracy z np. dziećmi, pacjentami z problemami neurologicznymi, osobami z MPD. Wtedy terapia staje się częściowo zabawą, co buduje relację. W przypadku kiedy pacjent pyta mnie jaki sport lub aktywność polecam, aby poprawić swój stan zdrowia, zawsze zalecam po prostu to, co sprawi mu przyjemność i radość bo wiem, że tylko wtedy dana aktywność będzie regularna i przełoży się na wymierny efekt. W ten sposób naturalnie relacje się zacieśniają a granice mogą się zatrzeć. Fizjoterapeuci podczas terapii są przede wszystkim w pracy i nasze zachowanie jest z tym związane. Na fizjoterapeucie spoczywa odpowiedzialność za przestrzeganie granic w relacji pacjent-fizjoterapeuta i powinien to robić w sposób profesjonalny i zawsze z szacunkiem do pacjenta.

 

Przejdź do sekcji głównej